Forum wędkarskie- wędkarstwo Największe forum wędkarskie w Polsce (dawne Wedkowanie.net). Wędkarstwo, PZW, filmy wędkarskie, metody połowu, testy sprzętu, przynęty i zanęty, łowiska, zdjęcia i gry wędkarskie. Posiadamy ponad 10 tysięczną społeczność, która napisała już przeszło 130 tysięcy wiadomości. Weź udział w dyskusji i dołącz do nas już dziś!
swoją przygodę z wędkowaniem rozpocząłem w dniu dzisiejszym. Co prawda 15 lat temu miałem mały "romans" ze spiningiem ale po tak długim czasie to tak jakbym zaczynał od początku.
Kilka tygodni spędziłem na wertowaniu internetu i zbieraniu informacji. W zeszłym tygodniu zakupiłem sprzęt, wczoraj złożyłem wszystko w całość i dzisiaj była pierwsza próba.
Testowałem dzisiaj tylko jedno wędzisko i wyłącznie metodę spławikową. Spędziłem 3 godziny nad wodą i utwierdziłem się w słuszności mojej decyzji.
Wynik może i mizerny - jedna płoć 24 cm (rośnie dalej) ale jestem zadowolony.
Przy okazji chciałbym podziękować wszystkim za obecność na forum - dzięki waszym opiniom i wypowiedziom można zaoszczędzić rok, a możo i więcej, błądzenia we mgle.
Ja zacząłem swoją przygodę z wędką jakieś 4 lata temu,znalazłem w piwnicy starą wędkę taty przywiązałem kawałek sznurka do końca wędki i haczyk który znalazłem u dziadka pojechałem nad rzekę z tatą i dziadkiem.
Weszłem po kolana do wody i zacząłem zarzucać nic mi nie brało więc załorzyłem na haczyk kawałek chleba.Po około 20 minutach poczułem lekkie drganie żyłki zaciołemi i wyciągnołem 7 cm śliza.
Byłem wniebowzięty.
Za jakieś 2 dni pojechałem z tatą do miasta i kupiłem cały sprzęt razem z białymi robakami.
Pierwszą moja metodą była spławikówka.
Połechałem na rzekę Ropę i złowiłem klenika na 20 cm,dwa kiełbie podobnych rozmiarów i jednego okonia 15 cm.
Dziadek powiedział mi że muszę sobie kupić kartę wędkarską i tak zrobiłem.
To jest moja historia.
Przestrzegaj zasad pisowni-mod.
Może zacznę od tego,że mój tata jest wspaniałym wędkarzem nie ma syna więc od lat najmłodszych towarzyszyłam mu w wyprawach na szczupaki. Aż takiej potrzeby nie odczuwałam żeby łowić.W wieku 13 lat dostałam swój pierwszy spining( metalowy kij żyłka koloru żóltego gruba ,stary kołowrotek i duża blacha w paski).Pojechaliśmy do rodziny nad duży staw.Tata złapał trzy szczupaki wymiarki.Ja stałam w jednym miejscu i uczyłam się rzucać na wodzie aż bąble powstawały. I nagle poczułam duży opór cofałam się od brzegu bo kołowrotek nie chciał się kręcić.Tata jak go z wody wyjął to miałam oczy jak pięć złotych(stwierdził że tak chlapałam,że szczupak się wkurzył bo chciałam mu oczy wybić) po zważeniu 2,5 kilo. I tak się zaczęło i weszło w krew i wyjść nie chce. Może nie mam na koncie dużych szczupaków,ale zdarzały się takie po trzy kilo. .Jedno czasem jest przykre brzydkie komentarze ze strony niektórych wędkarzy typu Baba z wędką itp.Najważniejsze jest to,że przebywam blisko natury.
Ps.mam tremę pisać o sobie,gdzie sami Panowie piszą ,boję się strasznie krytyki z waszej strony
Mój pierwszy raz z "wędkarstwem" pamiętam tak, wieku ok 4-5 lat pojechałem nad wodę z kimś ze starszego rodzeństwa nie pamiętam dokładnie jak to było. Wiem że zrobili mi wędkę z kija i żyłki z haczykiem znalezionej na brzegu, spławik z ....butelki i tak się bawiłem. Towarzystwo było zadowolone że mam zabawę i nie przeszkadzam. Więc moczyłem tą butelkę i tak zarzucając mój ''zestaw'' za którymś razem wytargałem z wody zaskrońca który owinął się o butelkę:) tak mnie to zainteresowało że jak już troszkę podrosłem na tyle żebym mógł sam iść nad staw przeciwpożarowy w centrum mojej miejscowości, dostałem szklanego bata 6 metrowego tak uczyłem się łowić karasie które brały na wszystko co tylko było na haczyku. Później były bazarowe wędki teleskopowe i pierwsze wypady na okoliczną rzekę(Oławę). Od 15 roku życia moją ulubioną metodą jest spinning. Wielkich rekordów na razie nie mam gdyż dopiero od 2007 roku mam kartę wędkarską i łowię na większej wodzie (Odra)
Pomógł: 9 razy Wiek: 41 Posty: 208 Otrzymał 1 piw(a) Skąd: Elbląg
Wysłany: Sob Gru 26, 2009 00:16
Miałem 6 lub 7 lat i żyłem jak normalne dziecko, wiedząc tyle, że dziadek czasem łowi ryby. Dziadek Bogusław często przynosił je do domu, po szufladach walały się żyłki i spławiki. I nie pamiętam co było powodem, czy może dziadek zaproponował, że zabierze mnie ze sobą, czy to ja chciałem, zainteresowany tematem. Nie jestem dzisiaj w stanie tego stwierdzić. Na pewno inicjatywa pojawiła się nagle i spontanicznie. W każdym bądź razie doszło do tego, że miałem jechać na ryby. Nazajutrz, lub też dwa dni od tego momentu. Nie pamiętam.
Dostałem do poczytania "Tajemnice wędkowania", żeby poznać od strony teoretycznej o co w tych całych rybach chodzi. Dowiedziałem się, że wędka to wędzisko, jak zakładać na haczyk groch i czym jest spinning. Poznałem dziwne nazwy ryb takie jak boleń, krąp czy troć. Była też tabela rekordów i myśl, że "taka ryba to na pewno mnie do wody wciągnie", bo ważyłem wówczas jakieś 20 kg. Przez czas jaki dzielił mnie od pierwszej wyprawy wędkarskiej książka ta była dla mnie jak biblia. Było też trzymanie pierwszej wędki na sucho (był to dość dobry już sprzęt, ciężki spinning Daiwy, służył później wiele lat mojemu ojcu, głównie do gruntu), robienie kulek z ciasta i odpowiednie umieszczanie ich na haku. A apetyt na wędkowanie rósł.
W końcu, w lipcowe lub sierpniowe popołudnie pojechaliśmy w składzie: dziadek, ojciec, ojciec chrzestny i ja na zalew w Krynicach nieopodal Zamościa. Wyniki nie były imponujące. Kilka płoci, niedużych okoni i jakiś lin. Mimo to wędkowanie bardzo przypadło mi do gustu. Czy złowiłem wtedy pierwszą rybę... tu również pamięć mnie zawodzi. Być może. A propos ojca, też wcześniej nie łowił i można powiedzieć, że bakcyla połykaliśmy wspólnie.
Tak to się zaczęło. Później były coraz to inne rzeki i jeziora, także stawy karpiowe, poznawanie w praktyce gruntu i spinningu, kupowanie WP, WW, coraz większa wiedza i, co ważne, nawet powroty z pustą siatką nigdy mnie nie zniechęciły. Bo na rybach od zawsze liczył się dla mnie kontakt z naturą oraz wielkie pole do popisu wyobraźni, że gdzieś tam w końcu uderzy ta ryba, która będzie w stanie wciągnąć mnie do wody. Na potwory naszych wód póki co się nie natknąłem, ale za każdym czuję tę tajemniczość czającą się w toni.
Początki mojej wędkarskiej przygody przypadły na zmierzch ery bambusa (miałem okazję połowić takim kijem) i pierwszą falę sprzętu z krajów innych niż demoludy, tj. wędki i młynki Made in Japan, kiedy ceramiczne przelotki były szczytem technologii, najnowsze kołowrotki miały 3 łożyska, a o plecionce nikt nie słyszał. To kilka wymiarów wędkarstwa ogarnięte w moment.
Najbardziej żałuję, że przez ostatnie 10 lat, za sprawą wielu czynników, byłem na rybach jakieś kilkanaście razy. Obiecuję rychłą poprawę. Przez ten czas wiele zmieniło się, nie w samej filozofii, ale na pewno w kwestiach sprzętowych. Zrozumiałem to kupując nowy kij. Nie miałem pojęcia, że dziś są one tak lekkie. Technologia poszła do przodu do tego stopnia, że czuję się sprzętowym laikiem (forum bardzo mi pomaga), choć uzupełniam wiedzę w szybkim tempie.
hm..standardowo:)Mój tata był zapalonym wędkarzem i już jak tylko umiałem wędkę utrzymać w dłoni jeździłem z nim na ryby..na początku płotki i ukleje z wiekiem przerzucałem się na większe ryby...w głowie utkwiły mi dwie takie wyprawy gdzie zerwałem leszcza jakiego od tamtej pory na oczy nie widziałem..prawdziwa łopata...brak doświadczenia i ryba uciekła miałem wtedy 10 lat!!druga to też w tym wieku 2 piękne klenie..tego samego dnia w w tym samym miejscu w odstępie kilku minut..nie pamiętam ile ważyły ale tata mówił ze to złote medale:)
U mnie praktycznie całe męskie grono w rodzinie to wędkarze. Tak więc i ja musiałem łowić. Podobno jak miałem roczek-dwa to uwielbiałem patrzeć jak dziadek łowi. Pierwsze rybki wyciągałem w wieku pięciu lat - małe płotki, krąpiki na 4 metrowego bata. I od tego się zaczęło. Praktycznie codziennie chciałem jeździć na ryby. Pobudki o 3 rano, bo trzeba jechać na ryby stały się dla mnie normalnością już od wieku, kiedy przystąpiłem do pierwszej komunii. Co ciekawe rekordowego dla mnie karpia 4,5kg złowiłem w wieku 10 lat, na stary, ciężki kij, kupiony na targowisku od rusków;)
raba [Usunięty]
Wysłany: Wto Gru 29, 2009 11:13
A moja!? czy to kogoś ciekawi?
No to do rzeczy.
Mój tata był wielkim czymś, kimś na kopalni, ha, ha, ha a ja małym jego synolkiem, mówił wyniośle - synola idziemy na spacer.
Co, ja nie mam swojego imienia, ale do głowy mi nie przyszło że jest to zdrobniale synu i miało świadczyć że mnie kocha, no nie wiem bo nie raz dostałem w d........ a przecież dzieci się nie bije. Dystans jednak pozostawał i lęk, dlaczego no bo tak się do niego odnosili ludzie, sąsiedzi, znajomi z pracy więc jak mogłem mu powiedzieć, Tato zabierz mnie ze sobą ryby kiedy on jak jeździł to tylko w samochód służbowy z dyr, czy z kier. czy sztygarem, zresztą to ostatnie to była najniższa forma koleżeństwa.
Któraś tam niedziela po kolei przychodzi Pan Ewald i tym razem idą spacerem na Czerwoną Banę, staw pod nasypem kolejowym a czerwony no bo był usypany z czegoś czerwonego. Nie pamiętam, a dziś już tej pięknej krainy nie ma, bo akurat na tym miejscy leci A - 4, cudowny widok zatłoczonej samochodami autostrady
Myślę sobie zacznę od Pana Ewalda. znowu na rybki, mówię no tak odpowiada i zaraz dodaje a ty co, nie idziesz z nami, schyliłem tylko głowę, a Pan Ewald do ojca, no bierz go, co ma siedzieć w domu, poniesie nam wędki. Ja nic, ojciec popatrzył na mamę i ta już wiedziała, że ma mnie przebrać. Stoję w przed pokoju, ojciec dogotowywał ziemniaki, Pan Ewald mruga okiem w moja stronę, a ja płynę, matko kochana, płynę, lecę w powietrzu, mam dopiero 7 lat a latam.
Jak robił sobie spławiki, nigdy nie kupował, te cudowne kolorowe czarodzieje, pióro gęsie, korek i zdolności manualne razem to połączyć i widzę cud, potem drugi jeszcze piękniejszy i następny, patrzyłem zawsze, czasami coś przytrzymałem cudeńka jak na odpuście kolorowo, no to już koniec świata, a teraz z Tatą na ryby :shock: . Nie, dopóki nie będę nad wodą, nie uwierzę.
Idziemy leśną drogą i niosę wędki 2 kije 5 metrowe z bambusy, proszę pamiętać, to rok 1951 a mój ojciec ma wędki bambusowe i kołowrotki, jakieś tam z Anglii. Dumny jestem i pragnę by mnie wszyscy widzieli, ale na leśnej drodze? No to byłoby już za wiele.
Nad brzegiem ojciec rozłożył kije tu usiądziesz powiada i wskazał palcem, no to ja siad, na kocyku, wyjął dwa czy trzy ziemniaki, ugotowane, pokroił nożykiem na kostkę i do wody, na haczyk założył też ziemniaka, zarzucił wędkę i poszedł na swoje. Jak spławik zniknie podnieś kij do góry, powiedział a raczej polecił. Dobrze tato odpowiedziałem, a Pan Ewald,- no to tylko patrzeć jak zacznie ryby wyciągać. Ja nic nie widzę tylko spławik. Łowię, o Jezusiu kochany, łowię, jestem taki ważny, łowię sam. Zaraz też branie,( to były czasy )pomogli mi oboje, karp 4,5 kilo. Nie opisuję moich wrażeń, z holu, bo tak na prawdę nie pamiętam. Byłem chyba sztywny i jak by dziś powiedzieli, naćpany.
Czy jednak to był początek? Z pewnością tak, bo złowiłem rybę, ale ważniejsze okazało się to w sensie psychologicznego gwoździa, wtedy dostałem takiego kopa, że nie wyszło mi to do dziś z głowy, a czy wyjdzie, jak myślicie?
No niech tak lepiej pozostanie, bo to hobby, to moje życie
I teraz watek kontroli, nie znam tego, chyba w tamtych latach ich nie było, zresztą chociaż i by była to jak pamiętam byli za maluczcy do mojego, a raczej ojca nazwiska :oops: w tamtych czasach i w tym rejonie. Więc zaczynałem płynnie, bezstresowo ale nie jednokrotnie nadrobiłem to w późniejszym czasie, czego jednak nie żałuję bo nie ma czego ale za to było śmiechu . Opiszę perypetie nie jednego wyjazdu jak pozwolicie. .
Moja przygoda z wędkarstwem zaczęła się stosunkowo niedawno . Najpierw w wieku ok. 6 lat kuzyn zabrał mnie na ryby . Mi oczywiście się strasznie nudziło i tylko wyjadałem kukurydze z puszki , no bo oczywiście kto by chciał dopuścić do tak „skomplikowanego” sprzętu małego gówniarza .
Drugi raz kiedy byłem na rybach miałem 8 lat. Koleżanka babci zaprosiła nas na swój prywatny staw . Wędkarzy było sporo patrzyli się nas jak by nie wiem co. Oczywiście nic nie złowiliśmy a tylko wędkarze siedzący koło nas się wkurzali . No i wreszcie ten trzeci decydujący raz . W wieku 11 lat jestem u kolegi na działce. Strasznie nam się nudzi. Nagle w kącie zauważam wędkę . No i pytam się kolegi –Ej morze połowimy sobie nad rzeką ?- No i poszliśmy .My oczywiście nic nie umiejąc siedzieliśmy z wędkom próbując coś zrobić . Gdy nagle do nas podchodzi bardzo miły pan i wszystko nam objaśnia .I całe 3 dni łowiliśmy takie małe kilku centymetrowe uklejki. I tak to się zaczęło. Później kupiłem na bazarku wędkę spławik kołowrotek itp. No to wszystko mam nadzieje ,że ta pasja będzie się jeszcze długo ciągnęła ;]
_________________ "Kto za dobrego wędkarza chce uchodzić, niech się i pytać , i szukać, i patrzeć nauczy.."
Ulubiona metoda: spinning
Okręg PZW: Nowy Sącz
Pomógł: 70 razy Wiek: 31 Posty: 1209 Otrzymał 7 piw(a) Skąd: Nowy Sącz/Kraków
Wysłany: Wto Sty 12, 2010 15:39
Tak czytam ten temat, przeglądam w poszukiwaniu mojego posta, w końcu przeleciałem cały temacik i nie ma
Jak mus, to mus, muszę opowiedzieć swoją fascynującą przygodę, pod tytułem "jak to mały Jarek rozpoczął wędkować".
...
Był letni, mglisty, deszczowy dzień. Pierwsze błyskawice przeszywały niebo, a grzmoty rozbrzmiewały tysiącem dźwięków. Zapadła już noc, i wicher dmie... no ok, trochę przesadziłem Wróćmy do rzeczywistości! Zaczęło się od wujka. Nikt w mojej rodzinie nie był wędkarzem, tylko wujek, który jednak był i jest wędkarzem niedzielnym. Za dawnych czasów jeździł on ze swoim kolegą na rybki, a gdy wracał, opowiadał mi, jak było, co złowił, jakie ryby teraz i dawniej łowił, i inne ciekawe historie jego pobytów nad wodą. Jak raz stawy wylały i nalało się tyle wody, że nie mógł "żukiem" wyjechać z wody, etc... no więc, te historie, a najbardziej historie o wielkich rybach, które łowił, zachęciły mnie, a było to 12 roku mojego krótkiego i jakże nieszczęśliwego życia...w końcu zaświeciła mi iskierka nadziei! Może będzie lepiej? Może będę miał dom, pieniądze, rodzinę? A nie gnił w rowie z butelką whisky...Ok, znowu mnie poniosło A więc (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "a więc"), no więc a więc w wieku 12 lat zacząłem łowić, wujek zabrał mnie nad wodę, stawy, które wtedy zamieszkiwała pokaźna populacja szczupaka i okonia. Dał małemu Jarkowi do ręki wędkę z bazaru, takiż sam kołowrotek, oraz baaaardzo grubą żyłkę 0,30 i uczyłem się rzucać, zacinać, oczywiście "na sucho". Potem nad wodą były mikroskopijne okonki i inne gady. Potem zakupiłem moją pierwszą porządną teleskopową wędkę Jaxona, spinning, Orion Tele Jig, oczywiście od razu za pierwszym zamachem złamałem cieniutką szczytówkę - jeszcze w domu Więc z tatą skróciliśmy wędkę, dokleiliśmy przelotkę, i jazda z wujkiem nad wodę. Wtedy to poznałem spinning, łowienie na blachy, woblery...były pierwsze szczupaki, wielkie, bo około 40 cm Potem były wyprawy pod namiot, pamiętam, jak na pierwszej takiej wyprawie na noc zarzuciłem zestaw , cóż to był za zestaw... na żyłce zawiązana oliwka, bez blokady, dowiązany hak a na hak robala...jakaż była moja radość, gdy rano wyholowałem LESZCZA!! Miał może ze 30-35 cm.
No a gdy miałem lat 14-15, zacząłem intensywnie łowić, zgodnie z zasadami wędkarstwa, czyli (tak się robi przypony, tak się łowi z opadu), a nie tylko rzucać, skręcać i czekać, aż ryba weźmie. Od tej pory tez trafiłem na to forum, zacząłem zdobywać wiedzę, stosować ją w praktyce i łowić większe ryby, chociaż do okazów mi bardzo daleko, jednak cały czas się uczę
Na tym chyba koniec mojej historii, ale przecież...historię tworzymy cały czas...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Administracja nie odpowiada za materialy publikowane przez uzytkownikow. Uzytkownik rejestrujac sie na forum w peeni odpowiada za publikowane przez siebie wiadomosci. Wszelkie roszczenia w sprawie opublikowanych tresci prosimy zgaaszac do ich autorow.